Dawniej instrukcje były łatwiejsze, ludzie mogli grać częściej i na świecie żyło się lepiej. Tylko tak potrafię wytłumaczyć niemoc w przyswajaniu reguł, która mnie dopadła niczym najgorsza grypa i niestety trzyma wciąż. Jakiś czas temu, gdy moja kolekcja gier mieściła się w zdroworozsądkowych rozmiarach – powiedzmy 30 tytułów – mogłem bez mrugnięcia okiem zdjąć z półki dowolną z nich, rozłożyć i zacząć grać niemal z marszu, pamiętając nie tylko reguły, ale cały setup i wszelkie możliwe sytuacje, które mogły wystąpić w trakcie potyczki. Dziś jest to sytuacja, o której mogę tylko pomarzyć. Gorąco pragnę wierzyć, że owa niemoc nie jest związana z wiekiem, a jest wynikiem natłoku gier, które przewijają się przez moje ręce, oraz niestety z coraz częstszą dotkliwością – brakiem czasu. Każde większe spotkanie przy planszy zazwyczaj odbywa się przy „świeżynkach”, co za tym idzie, jest poprzedzone godzinami, dniami, ba, tygodniami przyswajania poszczególnych instrukcji. Później krótkie granie i trach – instrukcje idą w zapomnienie. Kolejne spotkanie przyniesie nowy zestaw gier, nowe reguły. Ostatecznie dochodzimy do sytuacji, kiedy więcej czasu spędzam na przygotowaniu do gry, niż na samym graniu. No dobrze, ale skoro instrukcja przeczytana, to znaczy, że można wkrótce zagrać znowu w tę samą grę? Nic z tego! Nie wiem czy przy instrukcji opiewającej na 20 stron reguł i wyjątków od tych reguł, posiadając bogaty bagaż doświadczeń niewykraczający poza jedną (sic!) rozgrywkę ktokolwiek byłby w stanie zasiąść z marszu ponownie do stołu po 2 czy 3 tygodniach. Co to, to nie. Tym sposobem, nawet jeżeli mam zasiąść do gry, w którą kiedyś tam udało się zagrać, oznacza to znowu godziny, dni i tygodnie nad instrukcją. Zgadzam się, że za każdym razem jest to o ten jeden dzień czy godzinę krócej, ale to wciąż jest dużo za dużo, jeśli porównać z samą długością rozgrywki. Rada? Grać częściej w ten sam tytuł – do ogarnięcia. Grać częściej – może być trudno. Grać w stałym składzie osobowym i korzystać z pamięci innych graczy – gdyby tylko umówienie się na granie było prostsze. Próbując zażegnać kryzys wybrałem sobie jeden dzień w tygodniu na czytanie instrukcji w łóżku. I wiecie co? To zawsze jest dzień, w którym zasypiam o tej samej porze co mój 4,5 letni syn.
PS: Na zdjęciu jest około 20 instrukcji przygotowanych przeze mnie jako te „na najbliższy czas”. Poza kilkoma oczywistymi tytułami część jest ukryta. Kto wymieni jak najwięcej?
Bez nagród!
Company of Heroes
Teomachia
Mythotopia
IJN
Robinson
Marudzisz :) Advanced Squad Leader, czy Gwiezdny Kupiec to stare gry, a instrukcje to męka – wyjątki do wyjątków, tabele, szczegóły…
A że nie lubisz grać dwa razy w to samo, to płać, znaczy płacz ;)