Wśród wszelkich imprez planszówkowych, na których dane mi było być, Pionek zawsze zajmował w mym sercu miejsce szczególne. Być może dlatego, że był “tym pierwszym”, który odwiedziłem. Być może dlatego, że wyjazd na Śląsk, choć wyprawą polarną nie jest, to ma w sobie znamiona podróży, do której trzeba się przygotować, powziąć plany i przygotować bieliznę na zmianę. Jeśli dobrze liczę, był to mój piąty wyjazd (co przy imponującej liczbie 28 widniejącej przy ostatniej edycji może nie robić wrażenia) i w związku z tym konwent w Gliwicach/Zabrzu jest najczęściej przeze mnie odwiedzaną imprezą (nie liczę Jerseyconów, bo tu wyjazd ogranicza się do przejścia z kanapy do stołu i zaczekania na kolegów – i upieczenia ciasta! przyp. Jan). Pionek to fantastyczne miejsce do poznania nowych tytułów, zagrania w dawno nieruszane “półkowniki”, a przede wszystkim do spotkania z innymi ludźmi. Pionek to nie tylko dwudniowe spotkanie graczy na dużej sali, bo gdy gasną ostatnie światła i dzień imprezy zbliża się ku końcowi, w okolicznych hotelach zaczyna się swoiste pionkowe “afterparty”, które trwa do późnych godzin nocnych, a w niektórych przypadkach wczesnoporannych. Noc przy planszy, w mniej gwarnej atmosferze, przy dobrym trunku dostarcza wspaniałych wrażeń. Następnego ranka człowiek budzi się zmęczony, ale i szczęśliwy – zwłaszcza, jeśli jest w stanie sobie przypomnieć jak przebiegała miniona noc. Poniżej przedstawiamy wrażenia redakcji z rozgrywek w poszczególne tytuły.
Ponzi Scheme (BGG)
Jan:
Prosty, ale niezwykle emocjonujący tytuł, który podbił serca redaktorów na jednym z Jersyconów. Niestety, nabycie tego tytułu jest równie trudne, jak utrzymanie w nim płynności finansowej. Piramida kredytów pozwala nieostrożnym inwestorom zbankrutować zanim się gra na dobre rozpocznie, co też miało raz miejsce w naszym przypadku.
Ciekawie by jednak wyglądał handel grami, gdyby zaprząc mechanizm “koperty” z Ponzi – przyjmujesz kwotę i sprzedajesz, czy jednak tytuł jest dla ciebie na tyle cenny, że włożysz do koperty drugie tyle?
Grzegorz:
Ponzi Scheme było już przeze mnie opisywane na naszym blogu, dlatego mogę dodać jedynie, że w dalszym ciągu nie potrafię grać w gry licytacyjne ani blefować. Tym “inwestorem”, który zaliczył zgon nim gra się rozwinęła byłem oczywiście ja. Zastanawiam się nad regrywalnością Ponzi Scheme. Formuła pożyczek i potajemnego przekazywania pliku banknotów przeciwnikom wydaje się być niestety dość ograniczona. Tytuł nie zachwycał jak za pierwszym razem, ale wciąż jest to bardzo ciekawa propozycja – byle grana od czasu do czasu.
Tulip Bubble (BGG)
Jan:
Nowość z Essen, która zagościła na stole w sobotni wieczór, okazała się jednym z hitów konwentu. Ciekawy temat, piękne wykonanie, prosta mechanika. Ruchy gracza ograniczają się w zasadzie do dwóch czynności – kupno oraz sprzedaż tulipanowych cebulek. Te dwie proste akcje zmieniają bardzo dynamicznie rynek, a losowe zdarzenia dodają emocji, które przypominają filmowe ujęcia z Wall Street.
Grzegorz:
Przyznam, że nie grałem w tulipany, ale miałem okazję obserwować dość uważnie przebieg rozgrywki. Gra skradła serca całej ekipy – tak grającej, jak i przypatrującej się. Graficznie wygląda cudownie – minimalistycznie, ze smakiem. Myślę, że to tytuł, który z powodzeniem może zastąpić Ponzi Scheme, choć może to po raz kolejny efekt nowości. Niemniej licytacja z dreszczykiem emocji wynikającym z losowo wchodzących kart to coś, co mi się bardzo spodobało.
Heaven & Ale (BGG)
Jan:
Nowość z Essen oraz nasz tytuł otwarcia, do którego siadł największy miłośnik eurosucharów. Szczęśliwie, piwo nawarzone przez mnichów okazało się do przełknięcia, co niektórzy odczytywali jako wielką pochwałę dla tytułu. Mechanicznie gra raczej niczego odkrywczego nie oferuje – piwowarzy krążą po “trasie” akcji, kupują zasoby, które należy odpowiednio układać na swojej plantacji, co potem wpływa na zasobność portfela bądź poziom zaawansowania naszej sztuki piwowarskiej. Na koniec rozgrywki liczy się najsłabszy czynnik, który wyznacza jakość (cenę) naszego piwa oraz umiejętność samego mnicha, czyli ile piw nawarzy – obie wartości przemnożone przez siebie dadzą końcowy wynik.
Wszystko ze sobą zgrabnie się zgrywa, ładnie wygląda i dla miłośników gatunku z pewnością jest to tytuł godny uwagi.
The Godfather (BGG)
Jan:
O tej grze było głośno na długo zanim się ukazała. W końcu nie co dzień powstaje gra na licencji filmu wszechczasów.
Zdania mamy podzielone, chociaż raczej wszyscy zgodziliśmy się, że grało się sympatycznie. Większość jednak przyznaje, że planszowy Ojciec Chrzestny z pierwowzorem wspólną ma jedynie okładkę. Już prędzej przypomina inną legendę, komputerowego Gangsters. Nie ma tu ofert nie do odrzucenia, nie ma zdrad, ani sojuszy. Zwyczajnie obstawiamy pola, kto pierwszy ten lepszy, żeby przejąć „zasoby” jak alkohol, broń, czy pieniądze, by je zużyć na zlecenia, które dają inne zasoby. Nawet mechanizm prania gotówki, czyli akcji pozwalających ukryć pieniądze w metalowej skrzynce, wydaje się niewykorzystanym potencjałem. Ot, takie tam, ładnie wydane euro w gansterskich klimatach.
Grzegorz:
Mariaż Portal Games, Cool Mini Or Not i Erika Langa trwa w najlepsze uraczając graczy kolejnymi, wydanymi “na bogato” tytułami. Tym razem mamy do czynienia z prostym area control na licencji. Nie ma zbyt przebojowych akcji – ot staramy się uzbierać odpowiedni zestaw kart przedmiotów, które pozwalają zrealizować zlecenie – przynoszą pieniądze i czasami pozwalają pozbyć się pionków przeciwnika w pobliskiej rzece. Plusem gry są na pewno proste zasady, intuicyjna rozgrywka, świetne wydanie. Zabrakło jednak tej iskry. Chyba liczyłem na coś więcej – Grę o Tron w New York City? Otrzymałem grę w stylu – wstaw figurkę, odpal akcję, przegnaj figurkę gracza i zyskaj przewagę w regionie.
A Column of Fire (BGG)
Jan:
Chyba najsłabszy z zagranych przez nas tytułów. Problem z nim polega na tym, że dzisiaj świetnych gier nie brakuje i granie w te nieco gorsze wydaje się już stratą czasu. W tym przypadku mamy co najwyżej przeciętną pozycję.
Dla dziennikarskiego porządku – w grze stajemy po stronie katolików bądź protestantów, ale co jakiś czas będziemy mieli szansę zmienić religię. Religie podbijają miejsca w których handlujemy nabytymi towarami, by w końcu pozwolić punktować zwolennikom, a przeciwników eleminować. Całość wspierana jest zapętlonym torem akcji oraz kośćmi, które określają żywotność dołączonych wspólników i na jak długo wiążemy się z daną religią.
Brzmi ciekawiej niż się gra.
For Sale (BGG)
Age of Steam (BGG)
- Wallace stworzył coś genialnego oprócz Brassa
- Wallace być może stworzył nawet coś lepszego od Brassa
- ten brzydki AoS przy bliższym kontakcie (i drewnianych lokomotywach) ma swój urok!
Ta gra jest genialna! Typowo dla euro, trzeba sobie radzić z grą: brakującymi pieniędzmi, niekorzystnym rozłożeniem towarów do przewiezienia, koniecznością inwestowania. Równie ważna jest jednak rywalizacja – dojazd do miasta można odciąć, albo uprzedzić przeciwnika z przewozem towaru. Wszystko tu gra jak w dobrze naoliwionej maszynie i jeśli coś martwi… to tylko słaba dostępność.
1 KOMENTARZ