psgp.pl

prawdziwa strona gier planszowych

Recenzje

May the 4th be with you. Rzut okiem na Star Wars: Imperium Atakuje

O Dniu Gwiezdnych Wojen przypomniałem sobie w weekend i chciałem zdążyć z wpisem na poniedziałek, ale przemycając tutaj nieco prywaty muszę się pochwalić. Zostałem działkowcem i wyrywałem chwasty. Czyli zgodnie z opiniami ekspertów dokładnie tak, jak większość społeczeństwa w czasie trwającej pandemii. W niedzielę walczyłem więc z dzikimi pnączami, a w poniedziałek stanąłem oko w oko… z Lordem Vaderem.

You Rebel scum!

Janek i Grzesiek gorąco odradzali mi Imperium Atakuje. Z tego co zrozumiałem przez dużą losowość i brak balansu. Nie pamiętam dokładnie ponieważ, jak wspominałem przy recenzji Maracaibo, kupuję oczami i argumenty nie trafiały. Zresztą miałem kiedyś Descent i nawet mi się podobał, ale moja niegdysiejsza grupa była dużo mniej zaawansowana i zaangażowana. Postanowiłem dać systemowi drugą szansę w uniwersum, które jest mi bliskie. Kierowanie grupą Rebeliantów podczas misji, mających na celu pokonanie Imperium lub stawanie po drugiej stronie barykady, wysyłając na bohaterów szturmowców, wydawały mi się bardzo interesujące z poziomu opowiadania historii. Oczywiście nie zdążyłem zagrać z nikim na żywo, więc wziąłem się za tryb solo.

Han Solo

W Imperium Atakuje można grać w trybie kooperacji, czyli również samemu. Aplikacja Legends of the Alliance, która zapewnia kampanię i ruchy przeciwników, dostępna jest za darmo. Ja korzystam z tej na platformie Steam, ale są również aplikacje mobilne. Jedyne czego potrzebujemy, to podstawowa wersja gry, przejście szczegółowego samouczka i możemy zaczynać. Nie trzeba nawet wcześniej znać zasad, ja wskoczyłem w tutorial bez otwierania instrukcji. W razie nieznanych lub niejasnych zagadnień można zajrzeć do zgrabnego i pomocnego podręcznika.

W pełni przygotowany

Warto zaznaczyć, że aplikacja nadal nie ma polskiej wersji i konieczna jest znajomość angielskiego. Czytać będziemy opisy misji, dialogi z postaciami, instrukcje ruchów przeciwników.

Dice-Fighters

Imperium Atakuje polega głównie na rzutach kostkami. Prowadzimy grupę świeżo upieczonych członków Rebelii: każdy ma jakąś broń, która definiuje kości ataku, każda określa też kość obrony. To samo z przeciwnikami. Podczas rozgrywki na niewielkich, modularnych, podyktowanych przez scenariusz mapach poruszamy się, ustawiamy, celujemy, strzelamy, walczymy wręcz, hakujemy terminale, wyważamy drzwi. Wszystko przy pomocy kości. Niektóre mają lepsze szanse na trafienie lub sukces w testach, inne na wykonanie akcji specjalnych, gorszy lub lepszy zasięg. Kości obrony mogą anulować więcej trafień lub zupełnie uniknąć negatywnych efektów. I, mimo że kości mnie nienawidzą, podobało mi się. W miarę.

Góra znaczników oraz główni aktorzy – kości

Rozegrałem na razie tylko dwie misje. Pierwsza miała bardzo mało polotu, polegała w całości na odpieraniu fal przeciwników przez określoną liczbę tur. W podstawowej wersji gry ich różnorodność nie jest powalająca, więc przez ponad dwie godziny biłem się na zmianę ze szturmowcami i sondami zwiadowczymi. Czyli przez ponad dwie godziny turlałem kilka kolorowych kostek, dodawałem i odejmowałem obrażenia, usuwałem figurki, żeby w kolejnej turze dokładać je jako posiłki. Ponad dwie godziny. Na początku czułem jakbym rzeczywiście walczył w sprawie Rebelii (aplikacja przejmuje dowodzenie Imperium [niestety]). Wybrałem drużynę, wyobraziłem sobie kim mogli być, jakie mogą mieć cele, dlaczego są tu gdzie są, co nimi kieruje. Jest w grze postać, która ewidentnie jest przeznaczona na bycie Jedi i nie mogę doczekać się, aż nim zostanie.

Moja wierna drużyna

Graficznie mapa dodaje klimatu, a figurki – jak na taką ilość w grze planszowej – zaskakują szczegółami. W dodatku historia zaczyna się w ważnym dla Rebelii momencie – na Yavin 4, więc brzmiało jak przepis na sukces. I wszystko zdawało egzamin. Przemieszczałem swoich bohaterów, turlałem wesoło kostkami, aplikacja zapewniała jakiś ułamek narracji, ja włączyłem sobie soundtrack z filmów, szturmowcy o dziwo trafiali często, bawiłem się świetnie. Ale dopadło mnie zmęczenie i znudzenie. Scenariusz trwał za długo jak na to, co oferował. W pewnym momencie uleciał fun-factor i zostały tylko myśli “kiedy ta misja się skończy?”. Jedynym emocjonującym momentem było pojawienie się Vadera, który miał interesujące ruchy. Siał spustoszenie, atakował kilku bohaterów na raz, używał Mocy, był wszędzie i nie patyczkował się z jakimiś unikami i przegrupowaniami. Trzeba było skupiać się na nim bardziej, niż na zwykłych jednostkach i podejść bardziej taktycznie. Niestety trwało to tylko dwie krótkie tury przed ucieczką z Yavin. A jeszcze czekało mnie spakowanie tysiąca elementów do pudełka.

Impressive

Nigdy nie zapomnijcie: Han strzelił pierwszy

Mimo początkowych frustracji dałem Imperium drugą szansę. Przebrnąłem przez setup i zacząłem misję numer dwa. Aplikacja śledzi za nas zdobyte doświadczenie, między odprawami możemy wydać je na nowe umiejętności bohaterów (karty), a także nabyć nowy ekwipunek w zbrojowni (karty) w zależności od tego jak dobrze poszło nam poprzednie zadanie i czy znaleźliśmy na mapie skrzynie z zasobami.

Drugi scenariusz wlał we mnie nadzieję, że Imperium Atakuje może wcale nie jest takie nudne. Moim zadaniem było odnalezienie zaginionej załogi. Scenariusz rzucił mnie na lądowisko z portową kantyną. Zaczęło się bardzo spokojnie, mogłem bez pośpiechu sprawdzić teren, a nawet porozmawiać z obcymi w barze. Dialogi (krótkie, jednozdaniowe, bez zaawansowanych opcji wyboru, ale zawsze) zapewniała aplikacja. Przesłuchiwałem świadków i próbowałem dowiedzieć się, czy nie widzieli zaginionych. 

Doki gdzieś na końcu galaktyki

Drugim pozytywnym zaskoczeniem, gdy już odnalazłem załogę, było eskortowanie ich do statku. Reprezentowani przez żetony, poruszali się co turę w stronę doku. Siły Imperium priorytetyzowały ich podczas ataków, chyba że obok stał w obronie bohater Rebelii. Trzeba było więc wystawić się czasem na ostrzał i bardziej rozsądnie planować ruchy i ataki. Pojawił się także droid-zabójca IG-88, który co turę atakował przy użyciu innego zestawu kości, co odzwierciedlało jego bogaty zasób narzędzi do eksterminacji i było dużym zagrożeniem. Tym razem również miałem do czynienia z falami podobnych przeciwników, ale trwało to krócej i nie przesłoniło ciekawych pomysłów w całym scenariuszu.

Is this the way?

Po pierwszej misji nie czułem się w ogóle zachęcony do kontynuowania kampanii dla jednego gracza (lub kooperacji). Druga pokazała potencjał jaki ma ta gra do opowiadania krótkich historii w świecie Gwiezdnych Wojen. W sceneriach, które się zna lub są na tyle szczegółowe, że wywołują pozytywne skojarzenia oraz postaciami z sagi (figurka Luke’a jest w podstawowej wersji, a Han i Chewie są reprezentowani przez żetony). Aplikacja składa to wszystko w zamkniętą kampanię i na pewno będę chciał sprawdzić czy kolejne scenariusze przyniosą jakieś zaskoczenia oraz jak rozwiną się bohaterowie (a szczególnie moja ulubiona Diala, przyszła Jedi). Chciałbym też w którymś momencie pokierować Imperium i sam wysyłać fale szturmowców przeciwko znajomym. I tu pojawia się moje główne zastrzeżenie do wariantu jednego gracza. O ile w innych grach, które próbowałem solo, chodziło głównie o zbieranie punktów i można było czasem zapomnieć, że potrzebni są inni gracze, to uważam, że mocno narracyjna gra byłaby przyjemniejsza w większym gronie. Wszystko zweryfikuje się wkrótce. Gdyby jednak coś poszło nie tak, to z gier planszowych o Gwiezdnych Wojnach zostaje mi wspaniałe Star Wars: Rebelia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ